Ciekawość uwięzionego Jana Chrzciciela skłania nas do zastanowienia się nad tym, kim właściwie jest Ten, na którego czekamy. Już wiemy, że on sam, czyli Jan Chrzciciel, miał odwagę powiedzieć o sobie samym: Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. Jan nawet nie próbował zmylić swoich słuchaczy, a mógł ich zwieść, mówiąc: Tak, to ja jestem waszym wybawicielem. Nie robi tego, bo jest człowiekiem wielkiej pokory. On wie, kim sam jest, i wie, kim jest Chrystus, kim jest Bóg. Czasami ludziom wydaje się, że są samowystarczalni, że Bóg jest im niepotrzebny. Próbują sobie radzić sami, bez Boga. Święta coraz bliżej, atmosfera wokół nas z każdym dniem jakby bardziej świąteczna. Ale również my powinniśmy sobie postawić pytanie: Kim właściwie jest Chrystus, którego oczekujemy. Może się okazać, że w tym wszystkim szukamy mnóstwa rzeczy, które z Nim nie mają nic wspólnego. Że to wszystko, co nas otacza, zamiast przybliżać nas do tajemnicy Bożego Narodzenia, tę tajemnicę nam przysłania. Więc to pytanie samego Jana Chrzciciela z dzisiejszej Ewangelii jest bardzo ważne. Jakiego Pana Jezusa oczekuję, czy Tego, którego nosi pod sercem Matka Najświętsza, który niesie ludziom prawdziwe zbawienie, który będzie musiał umrzeć z miłości ku nam, i zmartwychwstać, by pokonać śmierć i szatana. A może się nad tym nie zastanawiam w tym codziennym zabieganiu. Przyjdź, Panie Jezu, Synu dziewicy Maryi. [prob.]

