Rozumiejcie chwilę obecną

Nasze życie rozgrywa się w konkretnym czasie. Od dnia narodzin, do dnia śmierci. Od tej reguły nie ma wyjątków. Owszem, jako wierzący jesteśmy przekonani, że wcześniej, tzn. przed narodzinami istnieliśmy już w planach Pana Boga, który przewidział nasze istnienie, naszą płeć, nasze powołanie, już wtedy znał nasz los. Jesteśmy również przekonani, że także śmierć nie kończy losu człowieka, ale jest bramą do wieczności. Wierzymy, że po śmierci spotkamy Pana Boga i będziemy mogli Go oglądać twarzą w twarz. Tymczasem tu, w tym życiu jakoś rozstrzyga się nasz los. Niewątpliwie życie człowieka jest piękne już przez to samo, że wyszło z miłującego serca Bożego, i ku niemu zmierza. Wiemy jednak, jak ważna jest każda przeżyta chwila, każdy dzień, każdy rok. Jak ważna jest chwila obecna. Stąd dzisiaj św. Paweł pisze: Rozumiejcie chwilę obecną. Czasami ta obecna chwila jest bardzo szczęśliwa. Chętnie wspominamy takie chwile naszego życia: z dzieciństwa, wchodzenia w dorosłe życie, miłości małżeńskiej, gdy dzieci przychodziły na świat. W życiu są też chwile, do których wracamy niechętnie, może nawet chcielibyśmy je wymazać z naszych wspomnień. Ale i te mają swoje znaczenie dla naszego życia. Wszystko w naszym życiu ma swoje znaczenie. Może właśnie dlatego na początku Adwentu Bóg podsuwa nam takie zadanie, by docenić te konkretne, obecne chwile naszego życia. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, mówi św. Paweł. Chrystus niech będzie naszą obecną chwilą. [prob.] 




Wybaw więc siebie i nas

To nie pierwszy raz kiedy Pan Jezus zostaje postawiony w takiej sytuacji: Wybaw sam siebie. Już na początku publicznej działalności spotkało Go podobne doświadczenie. Wtedy, gdy nie potrafił niczego dokonać w swojej ojczyźnie, i do samego siebie odniósł słowa: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. A w dzisiejszej Ewangelii słyszy podobne słowa ze strony urągającego łotra słowa: Wybaw więc siebie i nas. Wtedy czynił wielkie rzeczy: uzdrawiał, przywracał wzrok, oczyszczał z trądu, chromych stawiał na nogi, dzisiaj wisi bezradny, ukrzyżowany, przybite nogi i ręce. Ale my i tak, oczami wiary, widzimy w Nim naszego zbawiciela. My już wiemy, że Pan Jezus rzeczywiście wybawił samego siebie i nas. Ale najpierw wybawił drugiego łotra, który z pokorą uznał swoją winę i wyraził nadzieję, że tylko Chrystus może go zbawić. Tak też się stało. Mówimy: pierwszy święty, pierwszy zbawiony. Wydawałoby się, że to tylko gra słów. Przecież jeden i drugi był równie blisko Jezusa, blisko zbawienia. Słowa jednego i drugiego szły w tym samym kierunku, tzn. w kierunku Chrystusa, zbawiciela człowieka. Jednak jedne były zaprawione ironią, urąganiem, cynizmem, a drugie wiarą, która prowadzi do zbawienia. Nasze ludzkie słowa, zwłaszcza te dotyczące Pana Boga mogą nas zbawić, ale mogą też być puste albo cyniczne, nawet bluźniercze. Pan Jezus jest naszym zbawieniem. Każde słowo ku Niemu skierowane, niech będzie dla nas zbawienne, święte. [prob.]




Przyjdzie czas…

Opis rzeczywistości świata, który znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii w wielu odniesieniach pasuje do naszej teraźniejszości. Kataklizmy, narody występujące przeciw narodom, w wielu miejscach głód i zaraźliwe choroby. Okrutne prześladowania z powodu wyznawanej wiary w Pana Jezusa. Wreszcie fałszywe oskarżenia ludzi bliskich względem siebie, gdy w samej rodzinie jeden jest przeciw drugiemu, i nie wiesz, z kim rozmawiasz, gdzie na ciebie doniesie. Nasze czasy mimo wszystko nie są wyjątkowe, przed nami były jeszcze gorsze zjawiska, może nawet bardziej trudne i okrutne. Kiedy czytamy różne relacje historyczne, choćby z ostatniej wojny, gdy mamy na myśli prześladowania pierwszych chrześcijan. Choć już tyle razy słyszeliśmy, że to właśnie w naszych czasach na świecie ginie najwięcej wyznawców Chrystusa. Jak więc to rozumieć? Wobec tego wszystkiego Pan Jezus nas uspokaja, i mówi: Włos z głowy wam nie spadnie. Słowa bardzo kojące i krzepiące, dające poczucie bezpieczeństwa dla tych, którzy wytrwają u boku Chrystusa. Tu nie chodzi o taryfę ulgową dla wierzących, czy o jakiś „religijny parasol ochronny”, który miałby nas zabezpieczyć przed wszelkim złem. Święci i męczennicy, choćby św. Maksymilian Maria Kolbe, czy wiele lat wcześniej św. Andrzej Bobola, i wielu innych,  musieli przeżywać niewyobrażalne cierpienia z powodu imienia Chrystusa, i nie poddali się. Każdy z nas musi osobiście przejść przez różne trudności, musi się zmierzyć z różnymi przeciwnościami, ale Chrystus zawsze jest  z nami. [prob.]




Świątynia Boga jest święta

Wspominam dzień konsekracji kościoła św. Anny, po jego odbudowie. Cała uroczystość była bardzo doniosła. Każdy element liturgii konsekracyjnej był ważny. Jednak w pamięci szczególnie zapadł moment kiedy Abp Alfons Nossol dokonał namaszczenia nowego ołtarza olejami świętymi, a potem na płycie ołtarza zostało umieszczone specjalne naczynie, z którego zaczął unosić się obfity dym kadzidła. W ten sposób chwała Boża, zapach Bożej obecności ogarnął cały kościół. Dom z kamienia stał się świątynią Boga, stał się domem Bożym. Podobny nastrój musiał towarzyszyć konsekracji naszej świątyni parafialnej w roku 1228, a potem, po jej spaleniu przez Szwedów, w 1643 r. Świątynia Boga jest święta – pisze dzisiaj św. Paweł Apostoł. Słowa te odnoszą się do świątyni z kamienia, którą jest każdy kościół. Z tego powodu dom Boży zasługuje na najwyższy szacunek i najwyższą troskę. Co roku wspominamy smutny dzień, kiedy podczas działań wojennych nasz kościół został sprofanowany przez wojska sowieckie. Zostało zbezczeszczone tabernakulum. Dom Boży jest miejscem świętym, jest mieszkaniem Boga pośród ludzi. W kościele spotykamy zmartwychwstałego, żywego Pana Jezusa. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus oburza się na tych, którzy urządzili sobie targowisko w świątyni. Kościół nie może być targowiskiem opinii i sprzecznych poglądów. Chrystus sam, w słowie Ewangelii, przemawia do swojego ludu w kościele, i sam wypędza tych, którzy zatracili w sobie świętość tego miejsca. [prob.]




Człowiek dobry i sprawiedliwy

Ów człowiek dobry i sprawiedliwy, o którym dzisiaj mówi Ewangelia, to Józef z Arymatei. To właśnie on zajął się pogrzebem Pana Jezusa: Udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Dzisiaj, kiedy wielu z nas stanie nad grobem bliskiej osoby, będziemy wspominać dzień jej pogrzebu. Czasami śmierć przychodzi nagle (tragiczny wypadek, zawał…), często uczestniczymy w umierania kogoś cierpiącego całymi latami. Długotrwała opieka, wyjazdy do szpitala, tląca się nadzieja, że będzie lepiej, modlitwy o uzdrowienie. Śmierć zawsze przychodzi nagle, za wcześnie. Gdy umiera bliska nam osoba trzeba zatroszczyć się o jej pogrzeb. Dla żyjących jest to trudne, nowe zadanie. Wielu staje wobec takiego zdania pierwszy raz w życiu. Jeszcze nigdy nie przygotowywali pogrzebu. Do tego dochodzi ból spowodowany śmiercią, bezradność, pojawiająca się rozpacz. A jednak zmarłego trzeba godnie pochować. Józef z Arymatei nie wahał się ani przez chwilę. Zadbał o grób, o godny pochówek Pana Jezusa, zadbał o przygotowanie ciała umarłego Pana. Postawił straż przy grobie i opieczętował wejście do grobu. Wszystko to było ważne, by potem odsunięty kamień stał się znakiem zmartwychwstania Chrystusa, a leżące płótna dowodem, że On żyje. Wszystko, co dotyczy pogrzebu naszych bliskich ma znaczenie dla ich przyszłości wiecznej. [prob.]




Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie

Św. Paweł Apostoł do swego umiłowanego ucznia Tymoteusza pisze list z więzienia w przekonaniu, że oczekuje tu na zakończenie swego życia. W tym liście zawarł podsumowanie swego życia, w służbie Jezusowi i Ewangelii. Teraz tylko ten czas ma dla niego wartość. Przewiduje, że jego chwila rozłąki ze światem jest bliska. Patrząc na swoje życie, które upłynęło w służbie Jezusowi, jest przekonany, że wystąpił w dobrych zawodach, i dotrwał do końca w podjętym trudzie, nie wycofał się pod wpływem przeciwności. W czasie pobytu w więzieniu rzymskim św. Paweł przeżywał opuszczenie od ludzi i brak jakiejkolwiek życzliwej mu duszy. Ma jednak głębokie doświadczenie tego, że sam Jezus stanął przy nim i wzmocnił go. Taki stan opuszczenia, nawet przez najbliższych, może zdarzyć się każdemu z nas. To jest doświadczenie wielu rodziców, którzy wszystkie swoje wysiłki włożyli w wychowanie dzieci, teraz przez nich opuszczeni, bezskutecznie oczekują na telefon, czy zwykłe niedzielne odwiedziny. Czasami może nam towarzyszyć poczucie bankructwa wobec wielu lat troski o życie religijne, o dobre wychowanie dzieci, które pewnego dnia odwracają się nie tylko od Boga, ale i od nas. Co czujemy w sytuacjach porażki, przegranej, niepowodzenia. Czy potrafimy trwać w przekonaniu, że nadal stoi przy nas Pan Jezus, który daje nam moc, i nigdy nas nie opuszcza. On zawsze przy nas stoi, nawet wobec największej przegranej, On jest naszym zwycięstwem. [prob.]




Zawsze się modlić i nie ustawać

Co Pan Jezus miał na myśli, kiedy mówił, że Jego uczniowie zawsze powinni się modlić i nie ustawać. Od razu rodzą się pytania: to kiedy mam pracować, kiedy odpoczywać, kiedy uprawiać sport albo kiedy zajmować się rodziną, dziećmi, gdy zawsze powinienem się modlić. Zwykle nasze życie  jest poukładane według różnych zadań, zajęć, obowiązków. Praca zawodowa, obowiązki domowe, chwile odpoczynku, robienie zakupów, wizyta u lekarza. Ileż tego jest, aż trudno się w tym wszystkim pozbierać. Jak trudno w tym wszystkim znaleźć chwilę na modlitwę. Dobre wyjście z tej sytuacji  już w V wieku sugerował św. Benedykt z Nursji, gdy zachęcał swoich braci: Ora et labora, czyli módl się i pracuj. Nawet siostry kontemplacyjne, zupełnie odcięte kratami od świata, mają ściśle określone godziny, które poświęcają tylko modlitwie, i takie, które poświęcają konkretnym pracom, w ogrodzie, w pracowni, wokół klasztornego obejścia. Co więc miał na myśli Pan Jezus, gdy mówił, że zawsze powinniśmy się modlić? On pragnie, byśmy nieustannie o Nim myśleli, jak o najbardziej ukochanej osobie. On oczekuje byśmy jak najczęściej, ze czcią, wzywali Jego imienia. A można to robić także podczas pracy, czy jazdy samochodem. Moja Mama, gdy szyła na maszynie, często śpiewała  pieśni do Matki Bożej. Tak czyni wiele pobożnych kobiet. Chrystus pragnie, byśmy całe nasze życie przeżywali w Jego obecności. Chyba właśnie w taki sposób swoje życie przeżywała Maryja, zawsze w bliskości Jezusa. [prob.]




Wtedy jeden z nich…

Przywrócenie wzroku osobie niewidomej to wielka sprawa. Czasami ktoś się cieszy, że lekarz dobrał mu odpowiednie okulary, i lepiej widzi. Nieraz wystarczy wkręcić mocniejszą żarówkę i zdecydowanie łatwiej się czyta. Jak wielkim kłopotem jest zaprószenie oka, i wielką ulgą uwolnienie się od tego. To takie małe życiowe cuda, które sprawiają ludziom wiele przyjemności i radości. Dzisiaj w Ewangelii Pan Jezus dokonuje bardzo wielkiego cudu, uwalnia dziesięciu trędowatych, przywraca im całkowite zdrowie. Trąd atakował całego człowieka, od stóp do głów. Gnijące członki ciała powodowały ich powolne odpadanie. Trąd zniekształcał twarz, niszczył wzrok, powodował utratę czucia. Jako choroba zakaźna trąd prowadził do całkowitej izolacji chorego. Pan Jezus, oczyszczając z trądu tych dziesięciu, nie tylko całkowicie przywrócił im zdrowie ciała, dał im szansę nowego życia, ale przywrócił ich także do życia wśród ludzi, w społeczności. Znamienne w tej Ewangelii jest to, że tylko jeden z tych dziesięciu wrócił się, by podziękować za to cudowne uzdrowienie. Tylko jeden z nich… Wiara jest wdzięcznością, jest uwielbieniem Boga. Przez łaskę chrztu świętego zostaliśmy oczyszczeni od grzechu pierworodnego i jego skutków. Tak wielu zostało ochrzczonych, a tylko jedna dziesiąta z nich (zaledwie), co tydzień przychodzi Panu Bogu dziękować i wielbić Go.      Wiara jest uwielbieniem dobroci Pana Jezusa. Niech to uwielbienie towarzyszy nam w niedziele i święta, także w najbardziej szare, dni powszednie. [prob.]




Panie: «Dodaj nam wiary».

Można dolać herbaty do szklanki, można poprosić o dokładkę do zupy, można dodać koloru, by rozjaśnić barwę. A jak można dodać wiary człowiekowi? Ktoś by pomyślał, że odpowiedź znajdziemy w dzisiejszej Ewangelii, ale chyba nie. A taką właśnie prośbę kierują w stronę Chrystusa Apostołowie: Dodaj nam wiary. Odpowiedź Pana Jezusa nie jest wymijająca, ale też nie jest zbyt konkretna. Pan odwołuje się do obrazu z życia. I kiedy mówi o wierze, to nie przyrównuje jej do czegoś gigantycznego, nie używa skali, typu: mały, wielki, największy, olbrzym. Mówi o ziarnku gorczycy, które z trudnością utrzymać między palcami, bo jest tak drobne, aż trudno je poczuć dotykiem. A jednak właśnie już tak mikroskopowa wiara potrafi czynić cuda, potrafi góry przenosić, i wielkie drzewa z miejsca na inne miejsce, w dodatku z korzeniami. Posłużmy się przykładem. Pamiętamy ubogą kobietę, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok i całe swe mienie wydała na lekarzy, i nikt jej nie umiał pomóc. Dopiero gdy przecisnęła się przez tłum, i podeszła z tyłu, i dotknęła frędzli Chrystusowego płaszcza, została uzdrowiona. Gdzie była jej wiara? Czy między kobiecymi paluszkami dotykającymi płaszcza? Czy w jej sercu, które kazało jej się przeciskać, na przekór wszystkiemu, w stronę Uzdrowiciela. Taka minimalna wiara jest w każdym z nas: między wargami, które przyjmują Pana Jezusa, między dłońmi złożonymi do modlitwy, miedzy paluszkami, które przesuwają kolejne paciorki, jak ziarenka gorczycy… [prob.]




Walcz w dobrych zawodach o wiarę

Co to właściwie znaczy: walczyć o wiarę. Może ktoś z nas już przeżył coś takiego. Że byliśmy prawie na przegranej, że niewiele brakowało. Może gdy toczyliśmy zażartą walkę słowną z ateistą, i nie umieliśmy go niczym przekonać o naszych racjach, brakowało nam skutecznych argumentów. Rozeszliśmy się jakby pokonani, choć sami naszej wiary nie straciliśmy, ale też nie udało nam się go przekonać do wiary w Boga. Być może podobne uczucie towarzyszyło nam, gdy kolejny raz próbowaliśmy przekonać własne dziecko, czy współmałżonka, bezskutecznie… Więc nie jest to takie proste. Kiedy dzisiaj św. Paweł pisze do swego ucznia Tymoteusza: Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobywaj życie wieczne, to pewnie ma na myśli to co nazywamy trwaniem w wierze, aby mocno trwał w wyznawanej wierze w Pana Jezusa. By mimo różnych przeciwności i prób, jakim poddawany jest wierzący, nigdy  nie ugiął się słabości. By nigdy nie skapitulował na drodze wiary w Jezusa Chrystusa. Nawet gdy upadł. Wiemy, również św. Piotr uległ lękowi i upadł, zdradził Mistrza. Szkoła wiary to nie tryumfalny marsz, ale droga naznaczona cierpieniami i miłością, próbami i wiernością, którą trzeba odnawiać każdego dnia. To właśnie Piotr usłyszał od swego Mistrza: Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci. Te słowa odnoszą się do każdego z nas. To On, Chrystus, daje moc naszej wierze. [prob.]