Przeznaczeni do życia wiecznego

Nowina o zmartwychwstałym Chrystusie rozszerza się po całej, szerokiej okolicy. W Dziejach Apostolskich czytamy, że zebrało się niemal całe miasto, aby słuchać słowa Bożego. Wielu ludzi otwiera się na słowa Apostoła Pawła i Barnaby. Jednak Żydzi uparcie stoją na swoim. Tak jak niedawno bluźnili Panu Jezusowi, i w końcu Go ukrzyżowali, dokładnie taka samo postępują obecnie wobec Pawła. I tu padają ważne słowa z ust Apostoła skierowane w stronę Żydów: Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. To bardzo wymowne słowa. Jako naród wybrany Żydzi byli w pewien sposób uprzywilejowani, mieli swoiste pierwszeństwo w dostępie do łaski Bożej, oni jako pierwsi mogli otworzyć swe serca dla Pana Jezusa i Jego zbawienia. Tymczasem to właśnie oni wszystko odrzucili, pogardzili darem zbawienia, które niósł Jezus Chrystus. Czytamy dalej, że poganie, słysząc to, radowali się i wielbili słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. W ten sposób jesteśmy świadkami dramatu, który opisują Dzieje Apostolskie. Ale ten sam dramat dzieje się dzisiaj na naszych oczach, często w naszych domach. Tak wielu ochrzczonych jawnie odrzuca dzisiaj dar wiecznego zbawienia. Przekreśla swoją dotychczasową drogę wiary, wypiera się tej drogi, a co za tym idzie odrzuca łaskę wiecznego zbawienia. Kościół głosi prawdę, że do zbawienia powołani są wszyscy ludzie. Ale czy wszyscy z tej łaski skorzystają? [prob.]




Kto TY jesteś?

Pan Jezus zmartwychwstały po raz kolejny objawia się swoim uczniom. Uczniowie Go rozpoznali, ale – jak czytamy – żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan. Niby sprawa  jest oczywista, bo przecież Chrystus nie występował tam w roli jakiegoś przebierańca. To był ten sam Chrystus, z którym jeszcze tak niedawno chodzili i uzdrawiali. A jednak wisi w powietrzu jakaś wątpliwość. Wynika ona z tego, że przecież Chrystus został ukrzyżowany i zabity, pochowany w grobie. Chyba uczniom powoli wszystko zaczyna składać się w głowach. I to, że Pan Jezus trzykrotnie zapowiadał swoją śmierć i zmartwychwstanie, i to, że dochodzą do nich głosy, nie tylko od kobiet, że to rzeczywiście się stało, że widziały Go żywego. I właśnie to się dzieje. Przed uczniami staje Jezus żywy, zmartwychwstały. Nie tłumaczy się, nie karci ich za ich niepewności, nie obraża się na nich. Chciałoby się powiedzieć, od razu przystępuje do działania. Chce jeść, każe zarzucić sieci. Obfitość połowu to obfitość ludzi, którzy zaufali Panu łaski Bożej. Potem poczucie niegodności Piotra, który rzuca się w morze ze wstydu, z powodu zdrady. Potrzebował oczyszczenia. Woda go nie oczyści, ale Pan Jezus. Każda nasza spowiedź jest  wyznaniem grzechów, ale jeszcze bardziej winna być wyznaniem miłości. Dlatego Chrystus trzykrotnie pyta Piotra: Czy miłujesz Mnie więcej? My też nie pytajmy Pana Jezusa: Kto Ty jesteś? Bo przecież los każdego z nas tak mocno związał się z Jego losem. Naszą odpowiedzią niech będzie: Panie, Ty wszystko wiesz. [prob.]




Jeżeli, gdyby, jeżeli…

Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ… Z powodu tych słów św. Tomasz Apostoł zyskał przydomek niedowiarka. Choć jako człowiek miał do tego prawo, to jednak z ust Pana Jezusa usłyszał: Nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Pan Jezus nie ukrywa swoich ran przed ludźmi, chętnie je pokazuje tym, którzy mają problemy z uwierzeniem w Niego. Tomasz musiał widzieć rany Chrystusa przed Jego zmartwychwstaniem, teraz te same rany mają być dowodem na to, że Ten, przed którym stoi, jest zmartwychwstałym Panem. W Gorzkich Żalach śpiewaliśmy: Jezu mój, we krwi ran swoich, obmyj duszę z grzechów moich! Z ran Pana Jezusa nieustannie wypływa miłość Pana Boga ku nam, wypływa w całej obfitości, i nigdy nie przestanie wypływać. Do tej miłości mamy dostęp w każdej chwili. W każdym momencie życia możemy – jak Tomasz – doświadczyć zbawiającej mocy, która wydobywa się z ran Chrystusa, a zwłaszcza z Jego przebitego serca. Dlatego dla każdego chrześcijanina tak wielkie znaczenie ma każdy pierwszy piątek miesiąca, który namacalnie przybliża nas do Serca Jezusa.

Niestety zbyt często stawiamy różne warunki naszej wierze. Zbyt często uzależniamy nasze zawierzenie Panu Bogu od różnych, nieraz błahych okoliczności. Zbyt często mówimy: jeżeli to czy tamto, to pójdę do kościoła, pomodlę się. Mówimy: jeżeli, gdyby… Bo coś za późno albo za wcześnie. Gdyby to czy tamto było prędzej lub później… Czasami stawiamy Panu Bogu mnóstwo warunków, a On mówi nam prosto: Nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. [prob.]




Nie zasłoniłem mojej twarzy…

W dzisiejszą niedzielę Pan Jezus wchodzi w najtrudniejszy czas swojego życia. Z jednej strony wielka chwała, tryumfalny wjazd do Jerozolimy, Hosanna, czas wywyższenia i uniesienia. A z drugiej perspektywa wielkiego upokorzenia i poniżenia Syna Bożego. Bo ten sam tłum, który dzisiaj woła: Hosanna, za pięć dni będzie wołał: Ukrzyżuj! Bo Chrystus jeszcze tego dnia zapłacze nad Jerozolimą i zawoła: Nie zostanie tu kamień na kamieniu… Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zaprowadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zabiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Pan Jezus nie buntuje się, nie walczy o swoje, ani też nie ucieka. Jako pokorny sługa Boga Ojca całkowicie poddaje się Jego woli. Toteż do Niego odnoszą się słowa proroka Izajasza: Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Podobnie jest w naszym życiu. Chwile piękne, pełne uniesienia, przeplatają się z chwilami trudnego, twardego doświadczenia, które też trzeba unieść. Życie dzieli po równo. Biedny ten, kto przesadnie wierzy, że życie będzie nieustanną sielanką, i tylko tym. Trzeba być zawsze przygotowanym, może nie na najgorsze, ale na pewno na wszystko. Wszystko trzeba przyjąć, przed niczym nie uciekać. Pan Bóg nas we wszystkim wspomaga. Może łatwiej widać to w chwilach uniesienia, ale tym bardziej nie opuszcza nas w upokorzeniu. [prob.]




Kto z was jest bez grzechu?

Kiedy zaczynałem przygotowanie dzieci do Pierwszej Spowiedzi Świętej to zawsze najpierw stawiałem pytanie: Kto z was jest bez grzechu, niech podniesie rączkę. Nigdy, żadne dziecko nie podniosło rączki. Z jednej strony było to pocieszające, bo potwierdzało w prosty sposób, że przygotowanie do spowiedzi ma sens, jest ważne i potrzebne. Z drugiej strony dzieci mogły pomyśleć, że ksiądz się załamie takim stanem rzeczy. Pocieszające było to, że dzieci mają już w zalążku ukształtowane sumienia. Wiedzą, co jest dobre, a co złe. Wiedzą, czego się wstydzić i jakie jest poczucie spełnionego dobra, kiedy przeprosić i jaki jest smak przebaczenia. I do tych prostych uczuć odwołuje się dzisiejsza Ewangelia. Pan Jezus stawia podobne pytanie faryzeuszom chcącym wymierzyć karę cudzołożnej kobiecie: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem. Wszystkim wypadły kamienie z rąk.Ale czy to jest znak tryumfu Pana Jezusa, że wypadły im z rąk kamienie oskarżenia. Tylko częściowo. Najważniejszym znakiem tej Ewangelii jest przebaczenie grzesznej kobiecie: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz. Chrześcijaństwo to nie jest wzajemne wytykanie sobie grzechów i wymierzanie sobie nawzajem oskarżeń i kary. Chrześcijaństwo to odwaga wyznania własnych grzechów przed Bogiem i oczekiwanie Jego przebaczenia. Od płytkiej radości, że ktoś jest większym grzesznikiem ode mnie, większa jest radość płynąca ze słów: Idź i ty nie grzesz więcej. [prob.]




Odzyskał go zdrowego

Wymowne są słowa sługi z dzisiejszej Ewangelii, który widząc zdziwienie starszego syna powracającego z pola, słyszącego muzykę i tańce z powodu powrotu marnotrawnego brata, pyta: co to ma znaczyć. Wtedy ów sługa wyjaśnia mu, że cała ta radość ucztowania wynika z tego, że ojciec odzyskał swego syna zdrowego. Zapewne chodzi tu o samo zdrowie, ale nie tylko. Ojciec syna marnotrawnego miał prawo myśleć, że ten już chyba nie żyje, że już go nigdy nie zobaczy, że już nigdy nie powróci do domu ojca. Owszem, grzech jest powodem utraty zdrowia, z grzechem nie czujemy się dobrze. Z tego powodu cierpi nasza psychika i nasze ciało. Grzech jest nie tylko ciałem obcym w człowieku, ale także czymś bardzo destrukcyjnym, wyniszczającym. Mówimy o grzechu śmiertelnym, bo prowadzi do śmierci. Trwanie w grzechu śmiertelnym jest trwaniem w stanie śmierci. Grzech odbiera nie tylko zdrowie, ale także chęć życia, wolę życia. Tak wiele mówi się dzisiaj o przepełnionych gabinetach psychiatrycznych, psychologowie mają pełne ręce roboty. Korzysta z nich coraz większa liczba młodych, także dzieci. Napawa zdziwieniem coraz większa liczba dzieci targających się na własne życie. Jak wielkim darem jest sakrament pokuty. Dobra spowiedź święta jest wypróbowaną terapią. Tu człowiek, dzięki uzdrawiającej mocy krwi Pana Jezusa odzyskuje zdrowie duszy i ciała. Chrystus mówi: większa jest radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Panie, zmiłuj się nad nami. [prob.]




Cierpliwość Pana Boga

Druga część czytanej dzisiaj Ewangelii mówi o wielkiej cierpliwości Pana Boga: Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. Bóg jest cierpliwością, Jego wielka miłość względem nas objawia się w Jego wielkiej cierpliwości wobec człowieka. Jedną z cech nas ludzi jest skłonność do napadów gniewu i brak gotowości do wybaczania lub znoszenia cierpliwie kogoś, kto jest dla nas ciężarem. W takiej sytuacji człowiek potrafi wykonywać różne niestosowne rzeczy. Lubi surowo karać: nie odzywa się, unika, a czasami obmyśla odwet – ja mu pokażę. Z drugiej strony wiemy, jak często życie wymaga od nas cierpliwości. Słyszymy to od dobrych rodziców. Jak wiele cierpliwości wymaga dobre wychowanie dzieci. Każda matka i ojciec o tym wiedzą. Może dlatego wychowuje się we dwoje, bo jak jedno cierpliwość traci, to jest jeszcze drugie. Bóg jest Bogiem cierpliwym. Jak wiele razy mógłby się na nas obrazić i powiedzieć: to już koniec, więcej ci nie wybaczę. A jednak ciągle na nas czeka. W cierpliwości Boga względem nas najbardziej objawia się Jego moc. Gdy tracimy cierpliwość, tracimy moc, tracimy wszystko, i tracimy bliźnich. Brak cierpliwości nas uśmierca, i uśmierca bliźnich. Cierpliwość daruje życie, na nowo je budzi, ożywia. Szczere przebaczenie daje życie przebaczającemu i temu, któremu wybaczamy. Dlatego św. Paweł pisze: Przeto przyobleczcie się jako wybrani Boży, święci i umiłowani, w serdeczne współczucie, w dobroć, pokorę, łagodność i cierpliwość. Boże cierpliwy obdarz nas Twoją cierpliwością. [prob.]




Dobrze, że tu jesteśmy

Góra Tabor, na której rozgrywa się dzisiejsza Ewangelia, jest miejscem wyjątkowo pięknym. Jako miejsce geograficzne, z cudownymi widokami na otaczające pola uprawne. Piękno Ziemi Świętej jest niepowtarzalne. A dzisiaj urok tego miejsca powiększa obecność Pana Jezusa, w dodatku przemieniającego się na oczach Jego uczniów. Po raz pierwszy uczniowie ujrzeli Jego chwałę, a więc ujrzeli Pana Jezusa w całym Jego boskim majestacie: wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. Mało powiedzieć: Chrystus był niezwykle piękny. A do tego  sam Bóg Ojciec z nieba wydał świadectwo o Nim: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie. Nie dziwimy się więc zachwytowi uczniów, którzy widząc to wszystko, a jeszcze bardziej uczestnicząc w tak wielkiej tajemnicy Bożego piękna i Bożej obecności, wyznają: Dobrze, że tu jesteśmy. Właśnie takie skutki wywołuje w nas przebywanie w Bożej obecności, pozostawanie w bliskości Pana Jezusa.Pozostając w oddaleniu od Boga jest nam źle. Gdy brakuje nam czystego powietrza zaczynamy się dusić, gdy brakuje nam bliskości Pana Jezusa, tracimy poczucie pewności, wszystko jest inaczej. Po każdej dobrej spowiedzi, po każdej  modlitwie, czujemy się lepiej. Gdy serdecznie powierzamy się Bożej mocy, jest nam lepiej, lżej. Pokładanie nadziei w Panu Bogu się opłaca. Odmówienie różańca, a nawet tylko jednej tajemnicy, wnosi do naszego życia pokój. Człowiek, który przebywa w Bożej obecności dobrze rozumie słowa uczniów z dzisiejszej Ewangelii: Panie, dobrze, że tu jesteśmy. [prob.]




Jeśli jesteś Synem Bożym

Można by się mocno zdziwić, ale te tytułowe słowa wyszły z ust diabła. To właśnie on powiedział do Pana Jezusa: Jeśli jesteś Synem Bożym…, a potem zaczął Chrystusa kusić. Szatan wiedział i nadal wie, że Pan Jezus jest Bogiem, Synem Boga Ojca. Mimo to kusi Zbawiciela. I tak będzie do końca dziejów. Chrystus jest Synem Bożym. Po przeżytych rekolekcjach jesteśmy jeszcze bardziej przekonani o mocy Pana Jezusa i Jego miłości względem nas. Przez rekolekcje przybliżyliśmy się do Chrystusa, nie po to, by Go kusić, jak diabeł, ale by Go uwielbiać i uczynić Panem swojego losu. Przez wiarę w Niego góry możemy przenosić. Jezus powiedział: Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze!, a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. Gdyby szatan miał taką wiarę, o jakiej mówi Pan Jezus, wszystko by się spełniło: i kamień zamieniłby się w chleb, i poznałby piękno stworzeń pochodzące od Stwórcy, i uznałby, że Jezus nie musi się rzucać w dół, bo przecież przyszedł do nas, ludzi, by nas odkupić. Zszedł do nas, na ziemię, uniżył się. Słowa szatana nie były modlitwą, ale były kuszeniem, nie wypływały z wiary, ale z podstępu i wystawiania na próbę samego Boga Wszechmocnego. Niech nasza modlitwa wypływa z żywej wiary w moc Boga żywego. Pan Jezus jest Synem Bożym, i przyszedł do nas, uniżył się, by być blisko nas i uczyć nas życia w Bogiem w naszej codzienności. [prob.]




Drzazga i belka

Codziennie wypowiadamy się na temat pogody, samopoczucia, sytuacji politycznej. Jednak najwięcej miejsca w naszych rozmowach zajmują nasi bliźni. Opowiadamy o swoich dzieciach, znajomych, bliskich i dalszych. Każdego dnia, i to niejeden raz, wydajemy sądy o innych. W tych sądach zawsze zawarta jest jakaś charakterystyka bliźnich, pozytywna lub negatywna. Niestety, chyba częściej negatywna, krytyczna. Co ciekawe, ta charakterystyka, choć dotyczy zawsze „kogoś” drugiego, pokazuje też nas samych. Nasza ocena dotycząca „innych” zawsze też odsłania nas samych, nasze słabości, grzechy, kompleksy czy wady. Nasze sądy często są raniące i bezpodstawne. Stąd tak wymowne i prawdziwe są słowa zawarte Pana Jezusa z Ewangelii: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Najprawdopodobniej ta belka w naszym własnym oku, nasze słabości i grzechy, przysłaniają nam rzeczywistą wartość bliźniego, którego surowo oceniamy. A przecież ta świadomość własnej wartości i ułomności powinna nas jeszcze bardziej skłaniać do spojrzenia na bliźniego oczami miłosierdzia i wielkoduszności. Modlitwa jest najlepszą drogą do poznania siebie. Tylko Pan Jezus może mi pomóc dostrzec w prawdzie główne owoce mojego dotychczasowego życia: dobre albo złe. Mogę namalować sobie drzewo, jako symbol mojego życia, i wypisać na nim owoce mojego życia: dobre i gorzkie. Niech Pan Jezus da nam oczy pełne miłości i miłosierdzia, niech On  będzie naszym przewodnikiem na drogach miłosierdzia.

[prob.]